PALEC SIGMARA

Strona kampanii Palec Sigmara i ogólnie mordheimowego działu szczecińskiego klubu gier strategicznych MONOLIT.

Moje zdjęcie
Nazwa:

Przez wiele setek lat jedyna z zachowanych relikwii, i dowód boskiej obecności Sigmara ukryta była w niezbadanych kazamatach pod klasztorem Sigmaretek. Dziś, klasztoru strzegą tylko duchy i tony gruzów zasypujących Mordheim, to dziś rozpoczyna się ostateczne odliczanie. Zostało tylko pięć tygodni nim drugi ogon komety Sigmara uderzy w przeklęte miasto, tylko pięć tygodni nim nadzieje na zdobycie relikwii zapadną się wraz z ruinami świątyni Sigmara...

piątek, stycznia 11, 2008

Burza Chaosu

Klaus powoli wyczołgiwał się z pod gruzów. W głowie dudniła mi cisza i wątpił że kiedyś odzyska słuch. Część tunelu którą przyszli skaveni była całkowicie zasypana, po stronie obrońców też obsypał się sufit jednak gryzu było nieporównywalnie mniej. Pochodnia dopalała niedaleko, cudem nie zgasła. Mądrala leżał w kałuży krwi z rozbitą czaszką, nie oddychał.

Pochodnia wkrótce się dopaliła i Klaus został sam w ciemnościach o powrocie nie było mowy gruzy skutecznie to uniemożliwiały wkrótce znalazł kałuże wody. Potem gdy zrobił się głodny udało mu się złapać szczura. Spał, budził się, łapał szczury w ciemności tracąc całkowicie poczucie czasu. Błądził po labiryncie przejść szukając wyjścia.

Ani Klausa ani Mądrali nie widziano w obozie najemników już od tygodnia. Ekipa poszukiwawcza znalazła tylko zwłoki Hugego okradzione ze wszystkiego co posiadał. Morale padało Kapitan Holborn z trudem utrzymywał gang w ryzach. Na tajemnicze zniknięcie trzech kompanów z drużyny nałożyły się jeszcz inne okoliczności. Po pierwsze kometa, która była już w tym momencie większa od słońc i wydawało się że wystarczą minuty nim roztrzaska się o ziemię po drugie dziwne rzeczy jakie się w związku z tym działy. Wydawało się że kometa oddziaływuje na rzeczywistość zmieniając ją, do całkiem już naturalnych od tygodnia zdarzeń takich jak niespodziewana zmiana stanu skupienia przedmiotów, opady żab i innych małych zwierząt można dodać takie jak np. przypadek mistrzyni cechowej Klaudi Ulm której kunsztownie wykonany pistolet pojedynkowy zmienił się w połowie w fretkę i próbował się wydostać z kabury. Lecz nie tylko marienburską gildię złodziei nękały dziwne przypadłości i tak: niejaki Dante, opętany przez Wladimira von Dominikova dreg zmienił się na trzy godziny w gigantycznego kasztana czym wprawił w zakłopotanie zombie którymi miał się w tym momencie zajmować. Z kolei jeden z psów bojowych łowców czarownic zaczął mówić ludzkim głosem a nawet prowadzić dyskus filozoficzno-doktrynalny z kapitanem inkwizycji… chyba nie muszę dodawać jak się skończył los psa kiedy przedstawicielowi oficium zabrakło argumentów. A najgorsze miało dopiero przyjść.

Zaburzenia spowodowane przez kometę zmieniają rzeczywistość.

Rozstawianie 8” od końca blatu. Gramy na 2/3 stołu.

Cel: celem jest wyeliminowanie przeciwnika bądź zroutowanie go. Punkt do rankingu otrzymuje ten gracz który wyprowadzi jednak największą ilość ludzi z domów.

W każdym budynku ustawcie po trzy figurki- to są ludzie których trzeba wyprowadzić. Wyprowadza się ich do którejkolwiek krawędzi stołu. Eskortująca ludzi figurka rusza się ruchem człowieka (8” lub 4 jeśli jest spowolniona) nie może podjąć żadnej akcji. Jeśli zostanie zestynowana lub zknokoutowana lub zwiąże się w kombacie ludek wyrywa się i ucieka do najbliższej krawędzi jeśli dotrze do niej nie liczy się jako wyprowadzony. Eskortujący model nie znika po odeskortowaniu. Eskortując nie można się wspinać ani złazić z budynków bez użycia drabin. Nie można inaczej odebrać ludzika eskortującemu niż związać eskortującego w kombacie a innym modelem przejąć uwolnionego więźnia. Nie strzelamy do ludzików ani nie bijemy ich w kombacie.

Zawirowania Chaosu: Przed każdą rundą począwszy od pierwszej zawirowania chaosu powodują zmianę w rzeczywistości: należy rzucić skaterem i 2d6-2 na każdy obiekt na stole by zobaczyć gdzie i o ile się on przesuwa. Jeśli budynki „zderzą się” zatrzymują się tam gdzie zaczęły o siebie zawadzać. Jeśli ściana budynku zawadzi o jednostkę jednostka przesuwa się odtąd razem ze ścianą. Jednostki w budynkach przesuwają się razem z nimi. Budynek zatrzymuje się jeśli zawadzi o krawędź stołu.

Zawirowania wpływają również na istoty przebywające w mordheim. W turze recovery rzuć na każdego herosa w gangu na 1,2 ulega on na tą turę działaniu magii chaosu (do następnej tury recovery):

Rzuć d6:

1)Staje się tłusy i rozlazły: -1mv +1T
2)Z jego rąk wyrastają pazury i szpikulce: w tej tuże nie może używać broni a jego ataki (2) liczą się jako unarmed
3)Staje się eteryczny: przenika przez ściany i inne modele, nie może urzywać boni ani atakować, sam nie może być zraniony, może się wycofać z kombatu, nie zasłania LOS
4)Otrzymuje losowy czar z lesser magic
5)ROŚNIE! Staje się large targetem (dostaje dużą podstawkę i odpowiednie rozmiary, jeśli jest w styku z inną figurką ta musi się odsunąć) dostaje dodatkowo +1S +1T
6)Czarna dziura: w turze strzelania wszystkie modele na stole (nawet te na wysokościach) w lini prostej przyciągane są przez ten model. Jeśli jakiś model spotka po drodze ścianę zatrzymują się na niej ale jest automatycznie knock out (można wypaść przez okno i inny element wielkości mniejszej niż model) przeszkadzajki nie wywracają.

Wstrząsy

Szaty maga były już całkowicie czarne od przeciskania się przez wąskie korytarze wykute zapewne przed setkami lat, dym z palącej się pochodni nie pozwalał normalnie oddychać. Co raz bardziej obawiał się że nie dane mu będzie dotrzeć do końca tunelu i nie zła magia, słudzy chaosu, zwierzoludzie czy szabrownicy wykończą go w tym mieście ale owinięte wokół kija moczone w oleju szmaty. W końcu dotarli do wrót. Na płaskiej, wykutej dość nieporadnie powierzchni wrót wyczuwalne były dość wyraźnie żłobienia. Mądrala powoli przeciągnął ręką po znakach. Runy, bo tym były owe znaki były wykonane podobnie jak same wrota, niezdarnie.
Mag ukucnął oddając w ręce Klausa pochodnię. Grzebał przez chwilę w torbie po czym wyciągnął zasuszonego szczura. Kozikiem którym trzymał w ręce rozpruł mu brzuch i wyciągnął suche jak wiór wnętrzności. Wnętrzności szczura roztarł z jakimiś ziołami i białym proszkiem który nosił w sakiewce w rękawie szaty. Następnie nie zwracając uwagi na Klausa który z otwartymi ustami obserwował dziwny proces roztarł specyfik po całej powierzchni wrót. Wycierając ręce o tunikę mamrotał jakieś słowa odwracając głowę od Klausa tak jakby nie chciał by słyszał co mówi.
W tym samym momencie wrota zaczęły się wyginać tracić ostre kontury, runy zaczęły zanikać aż w końcu drzwi przyjęły konsystencje budyniu i rozlały się po posadzce odsłaniając wejście.
Mag powoli wszedł do środka. Schody na dół doprowadziły ich do kolejnego korytarza i kolejnych drzwi. Mądrala uczynił to samo co poprzednio, tym razem nie zwracając nawet uwagi na znaki, które nawet według Klausa były całkiem inne niż te na drzwiach które już minęli. Wrota zaprowadziły ich do labiryntu przejść i schodów po którym krążyli w pewnym momencie całkowicie tracąc poczucie czasu i kierunku.

Huge z niecierpliwością przebierał nogami. Od jakiegoś tygodnia noce stały się białe, kometa była coraz bliżej i nikt nie mógł już mieć wątpliwości że Sigmar nie skończył zagłady jaką zaplanował miastu. Mądrala i Klaus nie wracali za długo. W końcu nie wytrzymał. Ignorując rozkaz pilnowania obozu pobiegł skrótem w kierunku przejścia które rano odkrył. Wiedział że samotna wędrówka przez miasto jest niebezpieczna, ale czół że szykuje się coś niedobrego. Młodzik tylko przez ułamek sekundy widział kontem oka jakąś sylwetkę. Szybkie cięcie rozpłatało mu gardło i zwaliło z nóg. Leżał w kałuży krwi dławiąc się nią. Obraz przed jego oczami rozmywał się, a napastnik i jego łysy ogon wychylający się z pod czarnych szmat w jakie był ubrany stawał się coraz mniej wyraźny aż w końcu zniknął w całkowitej ciemności.

Klaus czół bicie serca w skroniach, mokre od potu ręce ślizgały się po rękojeści miecza. Odruchowo szukał stopami stabilnego punktu podparcia. Mądrala za jego plecami mamrotał coś nerwowo. Skaveni nie byli już tacy pewni siebie po tym jak młodzik ranił jednego przypalając mu futro pochodnią. Stłoczeni w ciasnym tunelu zasłaniali się tarczami i głośno piszcząc powoli parli naprzód.

Nagle gdzieś z tyłu dało się słyszeć głośniejszy pisk i smagnięcie bata. Pierwszy ze szczuroludzi pod naporem kompanów przewrócił się a reszta przebiegła po nim z wrzaskiem. Klaus nie wytrzymał napięcia i odwrócił się kierunkiem do maga chcąc uciekać. Czarodziej stał z rozpostartymi rękoma opierając obie dłonie na przeciwległych ścianach kanału. Widział jak mag rusza ustami nie słyszał już jednak co krzyczy bo fala ciśnienia która uderzyła w tym momencie zwaliła go z nóg i rozerwała bębenki w uszach. Widział jeszcze przez chwilę jak cały tunel rozsypuje się a z sufitu wali się gruz zasypując zdezorientowanych skavenów. Chwilę potem sam poczuł uderzenie w tył głowy i stracił przytomność.

Rozstawianie: 8” od końca stołu

Zasady specjalne:

Wstrząsy: co drógą turę następują silne wstrząsy wywołane zawalaniem się tuneli pod dzielnicą klasztorną.

-W tej turze wszystkie jednostki mają modyfikator -1 do hita w strzelaniu i w kombacie

-Ruch jest zmniejszony o połowę (a więc np. standardowy farszuje 4” rusza się normalnie 2”)

-Wszystkie jednostki na wysokościach na wysokościach stojące w 1” od przepaści muszą zdać inicjatywę albo spadają (ten test gracz wykonuje w turze recovery)

-Jednostki znajdujące się w budynkach otrzymują na 6 hit z siłą 3 (rzuca się to po turze kombatu gracza na którego sypią się cegły)

Cel: WYRZYNKA! (albo doprowadzenie do routa)

niedziela, stycznia 06, 2008

Dziennik Władimira von Dominikova Wpis VI

Mordheim

Wpis VI


Mamy coraz mniej czasu i samo miasto daje nam o tym znać. Ostatnio miała miejsce seria trzęsień ziemi. Nieco utrudniało nam to nasze codzienne “wymiany poglądów” z przeciwnikiem ale poza tym nie były specjalnie kłopotliwe. Boje się że w przyszłości jednak mogą się wzmocnić a to nie będzie przyjemne. Nie mam ochoty zostać pogrzebanym w tej dziurze po wieczność. Trzeba się śpieszyć. Wstrząsy przy odrobinie szczęścia wyeliminują część moich wrogów, jednakże mogą utrudnić kopanie. W tej kwestii jednak przybył z pomocą Dante. Nie wiem skąd on to wziął, ale przytaszczył tu z pomocą kilku zombie materiały wybuchowe. Dzięki nim po prostu wysadzimy gruz stojący nam na drodze. Może nawet trochę zostanie dla tych nędzników próbujących mi się przeciwstawiać.


Natknąłem się ostatnio na Orki. Początkowo planowałem odwrót, ale postanowiłem poczekać na rozwój sytuacji. Nie skończyło się to zbyt dobrze. Już na samym początku Mana została raniona i nie mogła brać udziału w dalszej walce. Problemem było też doprowadzenie tego idioty Igora do porządku. Zaczął iść szybko z wilkami w stronę budynku na lewo od nas. Na moje pytanie co robi bezczelnie odpowiedział że wyprowadza moje wilki na spacer po czym zaczął obgryzać trzonek siekiery. Wściekły przywołałem do siebie wilki a on pobiegł za nimi krzycząc coś niezrozumiałego dalej obgryzając toporek. Nasz przeciwnik w tym czasie toczył już z nami zażarty bój. Nie był przekonany co do atakowania moich ożywieńców więc my ruszyliśmy na nich. Wypróbowałem nową technikę atakowania, której nauczyłem się od pewnego cudzoziemca dawno temu. Polegała ona na wyprowadzeniu trzech ataków niemal jednocześnie, z których dwa miały chybić ale odciąć lewą i prawą drogę ucieczki oponentowi a trzeci miał go zabić. Jakiś zombie chyba próbował mnie naśladować i wypłacał niezgrabnie pojedyncze ataki, które jednak o dziwo zabiały! Niewiarygodne, ze zombie może dokonać czegoś takiego. Większość naszych leżała już na ziemi, konieczny był odwrót. Te orki są naprawdę potężne a ich przywódca rośnie w siłę. Błędem było bagatelizowanie ich obecności na początku.


Mój jaszczurzy sojusznik nie żyje. Przybył za to jego zastępca, podobno wielki kapłan z ich rodzinnych stron. Podobno Robin Hood podpadł przełożonym i został rytualnie poświęcony. Wielka szkoda. Szczury, s którymi walczył Hood nie poniosły wielkich strat, nie mniej wycofały się. Rozkazałem Dantemu tropić ich dyskretnie, ale nie narażać bez potrzeby karku. Może być dobrym pomysłem zaatakowanie ich teraz i pozbycie się ich, tym bardziej że połączyły siły z zielonoskórymi.


Badania Mortis nad Utherem przyniosły rezultaty. To coś dziwnego, co od niego czułem to energia Chaosu. Prawdopodobnie w jego żyłach płynie trochę krwi demonicznej. Nie wiem jak to możliwe. Mało tego ten chłopak wreszcie pokazał na co go stać. Za dnia do mojej kryjówki zakradła się jakaś człeczyna z kołkiem i wodą święconą. Uther w pojedynkę go obezwładnił i potem ogłuszył. Związał go i wieczorem opisał mi sytuację. Zabójca zostanie za to stracony aby więcej nie było na mnie takich zdradzieckich ataków. Na ulicy Johna Sewart'a stoi stary cokół. Ustawiono na moje polecenie na nim pal do którego przywiązano delikwenta. Za dnia zostanie on publicznie pożarty żywcem przez ghoule. To powinno nauczyć wszystkich, że to słaby pomysł atakować mnie tak!

Pamiętnik Zoffi Katrianny Marienburg (2)

Drogi, pamiętniczku! Po przegranej ze szczurami byłam wściekła i winą postanowiłam obarczyć Frodu. Poprosiłam „Przystojniaka” by go za to wychłostał. Taka motywacja potrafi zdziałać cuda, o czym się niedługo przekonałam. Otóż niedługo po tym jak musiałam się uporać z plagą szczurów, rozpełzły się po moim terenie jakieś jaszczurki, toteż postanowiłam je wykurzyć ogniem. Kazałam czarownikowi podpalić jeden z budynków tak by wiatr zaczął podpalać następne w stronę odwrotną od nas. Część grupy zajęła miejsce na piętrze mocno zniszczonego budynku i czekaliśmy ma te marne gady. Nie spodziewałam się jednak, że będą poruszały się one tak szybko. Posłałyśmy grad strzał i bełtów w stronę napastników kilku i Tak rozgorzała bitwa. Jaszczurki okazały niezwykle twarde w walce wręcz i powaliły grupę moich chłopaków poza budynkiem, oczywiście nie bez strat własnych. Następnie zaczęły dokonywać abordażu naszego pietra. Odpierałyśmy kolejne fale napastników. Aż w końcu, gdy została nas tylko garstka i odparłyśmy ostatnia fale napastnicy uciekli. Po bitwie okazało się, że straciłam 2 ludzi i czarownika, ale trupów wrogów było więcej, znacznie więcej.

Lizakowy Raport 5

Robin Hood:
Był zimny poranek. Staliśmy wszyscy koło wieży z tajemniczym czarodziejem. Nagle usłyszeliśmy ryk jakiegoś potwora.
Czarodziej:To Rat Ogr zająć pozycje na tamtym budynku.
Robin Hood:Zrobiliśmy jak kazał miał już chyba doświadczenie z takimi potworami. Nagle wszystko ucichło. Co jakiś czas ziemia się trzęsła. I nagle ujrzałem jak wielka kupa mięcha skrzyżowanie czegoś ze szczurem wdrapuje się na dach budynku. Bez wahania wysłałem do walki moich najsprawniejszych wojowników a reszta miała przygotować się na starcie z Szczurami. Widziałem jak moi towarzysze umierali raz po raz od ciosów potwora. Wysyłałem tam nowych by go zabili. Po drugiej stronie budynku rozpoczęło się starcie. Szczury nie chciały umierać. W pewnym momencie szczury miały przewagę 2 do 1. Krog-Gar zdecydował że to czas by wypalić z garłacza. Lecz strzał powalił tylko 3 szczury nie zadając im większych obrażeń. Czarodziej zaatakował chmarę szczurów i dobrze sobie radził. Ja sam zaatakowałem potwora. Zraniłem go a jeden z moich podwładnych go dobił. Wtedy ujrzałem ilu jest moich przeciwników. Zaatakowałem ich dowódce lecz był szybszy i wtedy straciłem przytomność.
Krog-gar: Nasz dowódca został pokonany przez zabójce szczurów. Przejąłem dowództwo i ruszyłem z kilkoma moimi braćmi na drugą flankę,czarodziej radził sobie nieźle. Zaatakowaliśmy w trójkę dowódce wroga. Udało nam się go powalić. Ale to nie był koniec szczury chciały walczyć. Zostało nas 4 na polu bitwy i 4 szczury. Zabiłem 1 szczura a oni zabili jednego naszego. Ale to ich tymczasowy dowódca zwołał odwrót.
Nasz dowódca był ciężko ranny, leżał nieprzytomny i obandażowany na łóżku i mamrotał coś pod nosem „Zawiodłem Lordzie Kroak Zawiodłem Wybacz”. Za oknem szalała burza z piorunami. Gdy piorun uderzył gdzieś blisko naszej kryjówki otworzyły się drzwi do naszej kryjówki. A w ich progu stanął Gartoc. Przyboczny szaman Lorda Kroaka , elita wśród szamanów. Złożyliśmy pokłon przed nim.
Gartoc: Zawiedliście nędznicy. Zostaliście tu przysłani by wykraść ze skarbu Sióstr Sigmara klejnot Serce Lustrii który miał przywrócić dawne potężne moce Lorda Kroaka. Teraz będę musiał przejąć dowództwo i poprowadzić was po ten skarb. A on.-wskazał palcem na nieprzytomnego Robin Hooda.Zostanie rytualnie poświęcony bogom. Możliwe że jego ofiara zadowoli bogów i będą nam sprzyjać w naszej misji.
Krog-gar:Gartoc podszedł do łóżka Robin Hooda uniósł rytualny sztylet w górę i wypowiedział słowa.
Gartoc:Niech twoja krew którą dzisiaj składamy w ofierze bogom pozwoli nam zadowolić ich rządzę przelanej krwi wroga. A oni niech sprzyjają nam w naszej misji.
Krog-gar: Wbił sztylet w jego klatkę piersiową i przekręcił i wypowiedział jeszcze modlitwę błagająca Tepoka o szczęście.
Gartoc: Słyszałem że macie sojusz z niejakim Władimirem Von Dominikovem. Dobrze dzięki niemu będzie nam łatwiej osiągnąć nasz cel. A teraz przegrupować się wyleczyć rannych. Musimy przejąć ulice przy zrujnowanym Klasztorze Sygmarytek.

poniedziałek, grudnia 31, 2007

Pamiętnik Zoffi Katrianny Marienburg (3)

Był świeży poranek jak na to przeklęte miasto. Chłodna bryza rozwiewała nam włosy. Byliśmy idealnie ustawieni na pozycjach. Naszym przeciwnikiem miały być głupie, bezrozumne orki, które szarżują do walki wręcz. Wszystko miało być tak pięknie… a wszystkie plany diabli wzięli! Zamiast szarżować wprost na nas po najbliższej linii, orki zaczęły się kryć i skradać. I zamiast starać się walczyć wręcz, to nas wystrzelały. Ich łuki były tak celne jakbyśmy stali jard od nich, na czystym polu. Po walce okazało się, że Stefan nie przeżył, Frydo musi przez pewien czas się kurować, Fransis złamała paznokieć, przez co jest strasznie poirytowana i nie może się do końca skupić. Laura zaś sobie strasznie nadwerężyła nadgarstek, przez co gorzej włada mieczem, a co gorsza nabawiła się strasznej blizny na nodze i by ja ukryć musi używać specjalnego rodzaju chodu, który jednak ja nieco spowalnia. Niech to wszystko licho porwie !!!

czwartek, grudnia 27, 2007

POŻAR!

-Znaleźliśmy drogę!
Młody Klaus głośno dysząc podbiegł do starszego mężczyzny w okularach. Mądrala, jak go nazywali w cechu podniósł powoli wzrok na młodzika.
-Jaką drogę?- zapytał spokojnie przecierając binokle o tunikę maga. To pytanie wyraźnie rozczarowało chłopaka. Widać było jak Klausa rozpiera entuzjazm i zapewne liczył na taki sam ze strony starego czarodzieja.
- Drogę do kazamatów! Rano, z Huge przechadzaliśmy się po okolicy i kiedy on poszedł się odlać to wpadł do jakiejś dziury. Pobiegłem mu pomóc, nic mu się nie stało, ale dziurą w którą wpadł można było się przedostać do jakiegoś korytarza. Poszliśmy wzdłuż niego, aż trafiliśmy na jakieś kamienne wrota. Nie mogliśmy ich otworzyć ale wydaje mi się że to wrota do podziemi klasztoru, bo jak później liczyliśmy kroki na powierzchni to jak byśmy nie policzyli wrota wypadały gdzieś pod murem monastyru.
Stary mag zerwał się natychmiast z ziemi.- Prowadź Klaus, nie czekamy na kapitana, to może być zbyt ważne żeby tracić czas!

Otto czyścił miecz. Ostrze odbijało obraz gęstych, ciemnych chmur nadciągających nad miasto. Siedząc na fragmencie zwalonego dachu przysłuchiwał się” rozmowie” Ryjówy z ociągającym się dłużnikiem. Klaudia Ulm, mimo swojej wielkiej jak na kobietę odporności wolała odwrócić się plecami od całej sytuacji. Reszta kompanii z zaciekawieniem przyglądała się pracy mistrza cechowego, kwitując głośnym pomrukiem odgłosy pękających kości sklepikarza. Starszy mistrz Otto Holborn zmrużył oczy przypatrując się czarnym obłokom. Gdzieś na horyzoncie pojawiła się pomarańczowa łuna. Teraz już wiedział; ich kierunku nie szła buża, szedł ogień.

Wystawiamy się 8” od krawędzi. Celem gry jest wybicie przeciwnika bądź doprowadzenie go do nie zdania rout testu.

Ogień!:
Budynek w środku się pali, co turę zwiększa się jego siła (należy zaznaczyć to kostką)
na 1: trafa model na 6 rani z siła 1
na 2: trafia na 5 rani z siłą 2
na 3: trafia na 4 rani z siłą 3
i tak dalej aż do 6…
Ranienie odbywa się w turze gracza po rozliczeni combatu. Ranione są jednostki wewnątrz budynku i 3” od jego ścian.
Ogień przed każdą pierwszą turą się rozprzestrzenia rzucamy wtedy skaterem i 2d6 licząc od ściany budynku w stronę w którą wskazuje skater.
Ogień przenosi się od budynku na który przeniósł się ostatnio. Jeśli budynek ten już się pali nie zwiększamy jego mocy ani nie zmniejszamy.
Ogień całkowicie zasłania LOS (nie liczymy przy tym tych 3” od ścian.)

Standardowo +1exp dla przeżytych
+1 dla bohaterów za zabicie
+1 dla lidera za wygraną
+1 kość eksploaracji za wygraną

środa, grudnia 26, 2007

ŁAP GNOMA

„ Usłyszałem szefie, od jednej prostytutki, że klasztor poddawany był jeszcze niedawno renowacji. Z tego co mówiła, przy przebudowie pracował jeszcze jej ojciec. Włączono wtedy klasztor do sieci kanalizacji miejskich, zabezpieczono podziemia, osuszono fundamenty. Idąc dalej tym tropem udało mi się dowiedzieć kto zajmował się organizacją przebudowy i kto w takiej sytuacji będzie znał plany klasztoru. Teraz trzeba go elegancko capnąć i będziemy mieli o wiele łatwiejsze dojście do podziemi.”

Ryjówa.

W centrum stołu (najlepiej w jakimś budynku) stoi gnom inżynier który zajmował się przebudową klasztoru. Celem jest wyeliminowanie przeciwnika, lub doprowadzenie go do nieudanego rout testu.

Uprowadzenie gnoma daje dodatkowy punkt do rankingu. A uprowadza się go tak:
Model, który wchodzi w kontakt z podstawką gnoma, łapie go i ciągnie go do krawędzi o tyle cali, ile liczy jego siła +1. Nie może przy tym wykonywać żadnych akcji. Może spróbować go ogłuszyć, ale liczy się to jako automatyczny wound (czyli rzucamy na injury table i na 5-6 można go nawet zabić) knok out gnoma umożliwia poruszanie się z nim przez jedną turę normalnie marszując (bez spowonienia) stuned; podobnie tylko przez 2 tury.

Jeśli model ciągnący gnoma zostanie zraniony (knok out, stuned, ooa) gnom ucieka z prędkością 6” do najbliższej krawędzi. To samo dzieje się jeśli model zostanie zaangażowany w walkę wręcz. Jeśli dwa wrogie modele „zahaczą” podstawką gnoma żaden z nich się nie porusza (wyrywają go sobie).

Jeśli przeciwnik zostanie zrolowany podczas gdy gnom będzie jeszcze na stole liczymy tak jakby zwycięska drużyna go złapała.

Wystawienie 8” od krawędzi.

wtorek, grudnia 25, 2007

Łowy - Część Czwarta

Kurt ze swoimi towarzyszami eskortował Świętą relikwię, byl piekny i słoneczny poranek...

Ulice Mordheim

Alchemik:Można kupić 2 trucizny każdego rodzaju i wynajądź wiedźme bądź warlocka.

Cyrk: można kupić 2*lucky charm, jaszczura(cold one), trup akrobaty za 25 i szkolenie psów po 5gc, działa jak wardog tyle że co ture rzucasz na 1 atakuje najbliższy model, jak niema w zasięgu szarży to goni aż dopadnie

Dziwny koleś: można kupić: 1 holy tome, 1 lucky charm, x*czosnek, x*św. woda, kadzidło 10+d6gc w 6ę undead +1 do trafiania.

Felczer: 20gc przerzut śmierci ale tylko 11-35

Garbarz: śmierć animala daje ci: małe(psy, g-rat) 2gc od sztuki, średnie(beastmen,skaven) light armour, duże d3 light armour, z lizardmana light armour co daje 5+ (wzbudza hate u lizaków)

Gorzelnia: 15+d6

Góra smieci: 3d6 3-7- nic
8- losowy bohater się otruł żuć na tafa jak więcej to rzuć na tabele smierci
9- wybrany opuszcza starcie
10- -1T następne starcie
11- 1gc
12- sztylet
13- lucky charm
14- królicza łapka
15- wyrd stone
16- warlock
17- mechaniczna noga
18- tome of lesser magic

Grabarz: Gang Undeadów może stworzyć sobie jednego zombie za darmo. Wszystkie inne gangi 7gc za każdego swojego trupa(jak urzyje tej ulicy)

Interes: 7+d6gc

Interesowny gość: 15+d6gc. +1 znajdowanie rere item

Kanały: D6 szczurów, +1 do końcowego rankingu

Karczma: 10+d6gc, ld po bitwie niezdane to
1-2 dług 7gc
2-4 -1I dług 14gc
5-6 +1LD dług 21gc

Komuna: wyłącza losową ulice na ture

Kowal: 2topory lub miecz i można kupić wsio możliwe bronie.

Kronikarz: +1 max bohów

Kurier: za 7gc najemników można wynająć i można kupic wierzchowce

Łaźnie: Ludzie, elfy, wamp 5gc za mozliwośc wynajęcia.

Łucznikaż: zrobi łuk i można kupic kusze, łuki, hunting arrows

Melina: D3+1 lam po 7gc. Free dagger, animozje, staty warriora, odpornosc na stunned, jak trafisz to ma knock down. Jak masz gożelnie to bez aktywowania i płacenia

Najstarsza babuleńka: 2 kostki do generowania dubletów itp.

O taaaaaaki wielki krater: 1 wyrd stone, wrzucasz wyszkolone zwierze, umiera ale jak na 2d6
22- żyje +1 ld i I
33- żyje +1 Ws i I
44- żyje +1A
55- żyje +1T
66- żyje 1 czar z lesser magic

Paser: jak komuś coś ukradli to to odkupujesz za 50%ceny, +2 find rere item

Plac z pręgierzem: jak przegrasz wychłostasz kogoś, on omija gre, zdajesz pierwszego routa i wszyscy twoi maja 1przeżyt na atak w 1 turze hth

Płatnerz: hełm lub 2tarcze, i wszystkie zwykłe zbroje można kupić

Słup ogłoszeniowy: wynajmowaniem,

Spichlerz: jalkbys miał 3 mniej luda przy wyzywianiu, jak masz szynk to 10+d6gc

Szynk: +1max w gangu, szczura za 2gc, psa za 5gc sprzedajesz

Sterta książek: d6 na 1 znajdujesz tome of lesser magic, witch hunters mogą spalić i mieć 30+2d6gc

Tam, to bracie lepiej nie łaź...: na jedną bitwe za 6gc warrior z pałką i sztyletem

Ulica latarni: ludzie płacą 10gc, przerzut każdego nie zdanego routa, i wszyscy +1ld, ale d6 na każdego boha na 1 ma -1T na jedno starcie, inni 15+d6gc

Złodzieje i szpiedzy: jak aktywujesz po bitwie to na 5+ wciszkasz przeciwnikowi ulice.

niedziela, grudnia 23, 2007

WAAAAGH! (Bitwa pierwsza)

Otto von Holborn głośno kichnął.

Niech to piekło pochłonie to przeklęte miasto! Zima się zbilzała, noce były coraz mroźniejsze, a ten paskudny katar doprowadzał go do pasji.

Echo kichnięcia odezwało sie jeszcze kilka razy, płosząc okoliczne kruki.
Dziwna, nienaturalna cisza zapadła nad ulicą.

Po chwili, za gruzami, Otto usłyszał dziwne sapanie.

- Macieju! - wrzasnął poirytowany mistrz cechowy. - Jeżeli znowu robisz to, co myslę, osobiście odetnę ci instument tych zbreźnych działań!

- NA litość, Ojcze... - dodał w myślach - Czemu kazałeś mi zabierać tego półgłowka ze sobą? Trzeba go było zostawić w manufakturze, przynajmniej tam się do czegoś nadawał...

***

- Te, szefo, słyszałeś to? To pewnie te ludziki, o których pętaki mówiły! Czuję ich smród aż tutaj. Wreszcie jakas porządna bitka. Zbieranie kamyczków nie jest zajęciem dla takiego zielonego i dużego chłopa... ŁUPS! - Wielki ork padł na ziemię bez czucia, zdzielony głownia miecza.
- Stul dziób, Grund! Jam jest Wielki Szefo! Jestem za twardy, żeby mi tu taki maluch jak ty pyskował! A teraz słuchać! Po cichutku, na paluszkach pójdziemy załatwic ludzików. Ale nie atakować bez mojego rozkazu. To ja jestem najmądrzejszy i to ja wiem, kiedy zacząć deptać ludziki!

***

Otto wspiął się na powaloną scianę budynku, wyjmując jednocześnie nahaj, by doprowadzić swojego upośledzonego sługę do porządku. Po chwili jednak, gdy wyjżał za załom, zamarł.

Źródłem sapania nie był Maciej, oddający się cielesnym uciechom, lecz czerwony zwierzak wielkości psa, na pozór składający sie jedynie z umięśnionych nóg i wielkiej, uzębionej paszczy, który w tej chwili z lubością tarzał się w resztkach zdechłego kota. Niedaleko niego kręciło się kilka goblinów, które przeczesywały pobliskie gruzowiska.

Otto głośno przełknął ślinę i ostożnie sięgnął do kabury pistoletu, jednocześnie dając drugą ręką sygnały ostrzegawcze swoim towarzyszom. Czerwona maszkara dostrzegła go, zaczęła się powoli zbilżać, obserwując go swoim małymi, złośliwymi oczkami...

***

Grund szedł z częścią chłopaków w stronę ludzkiów. Łeb go bolał jak c holera, szefo ma ciężką rękę, nie ma co. Popatrzał przekrwionymi oczami, na poruszających się ostrożnie ludzi.

A co ta głupia szefa może wiedzieć o Waaaagh? Przecię to są tylko ludziki. Są po to, by je deptać!
Są przecież różowe i mientkie, a nie twarde i zielone jak Chłopaki. Wszytcy majom taki sam sajz, wienc zawsze sie kłócą kto dowodzi, bo mogą to poznać tylko po znaczkach na móndórach itepe. Jak jeden z nich chce rządzić innemi to mówi “Jezdem bardzo specjelny wienc musita mnie tszcić”, albo “Kumam coś co wy nie kumacie, wienc lepiej mnie słuchajta”. Śmiszne jest to, że pół w to wierzy a pół nie, więc i tak trza wszytkim walnonć.
Ja tam se myślem, że tracom tylko czas. Ale jak tak sie kłócom kto jest szefem, orki mogom im dokopać.

Grunda jeszcze bardziej rozbolała głowa od tych tytanicznych procesów myślowych. Na Szczęście, znał na to świetne remedium. Rozwalić głowę komuś w pobliżu. A że gobliny i mniejsze chłopaki przezornie trzymały się od niego z daleka, widząc go w złym humorze, zignorował polecenie Szefa i rzucił się na śmiesznego ludzika na skarpie.

***

Otto zaczął ostożnie schodzić po skarpie, nagle zobaczył wielkiego, wściekłego orka, wymachu jacegoącego dziko choppa nad głowa, biegnącego w jego stronę. W ostatniej chwili zdążył też uniknąć ataku pomidoropodobnego zwierzęcia, które chybiając, z piskiem stoczyło się na dół,prosto pod spisy i dzidy jego najemników.

Otto drżącą ręka dobył pistoletu i ostrożenie przycelował. Wiedział, że od tego strzału zalezy jego życie...

Rozległ się huk. Ork trafiony w pierś, zachwiał się i stoczył się ze skarpy wrzeszcząc i złorzecząc, po czy uderzył z rozpędem w zwalony filar. O dziwo, dalej klnął i się ruszał.

Potem rozpętało się piekło.

***

Klaudia Ulm, mistrzyni cechowa, szybkim wzrokiem oceniła sytuację. Najwyraźniej zielonoskórym puśliły nerwy, bo krąg otaczajacch ich goblinów nie był jeszcze domknięty. Szybkim sztychem miecza przebiła ramię zbliżającego się gobliną, wystrzeliła również w paszczę czerwonego squiga, zabijając go na miejscu. Zobaczyła przed soba masywny cien postaci, stojącej za nia. odwróciła się, stosując klasyczną paradę zasłaniająca glowę i klatkę piersiową.

Czas w osobistym świecie mistrzyni-zabójczyni zwolnił, i zaczął płynąc niczym rozlany syrop.

Wyraźnie widziała ogromnego wodza orków uderzającego wielkim mieczem o tak wyszczerbionym ostrzu, że właściwie bardziej przypominającym piłe, z klasycznej pozycji z nad głowy.


Klaudia usmiechnęla się. Szybko zmieniła pochylenie miecza tak, by ostrze brzeszczota orka zjechało po klindze, co dałoby zabójczyni czas na zdradzieckie uderzenie sztyletu pod prawe żebro.

Niestety, nie przewidziała, że siła ciosu rozłupie jej miecz na kawałki.


***

Gronk uniósł zakrwawiony miecz i ryknął przeciągle.

-Waagh! Teraz ta ulica jest moja! Magiczne kamyczki tesz moje! I wy małe, ludzki, nic na to nie poradzicie!-poskoczył kilka razy w uciesze.

Po chwil dostrzegł Grunda, powoli gramolącego się w jego kierunku.

- Niezłe Waagh! kuzynku. widać, żeś moja krew.- zamruczał szefo . Poklepał rannego kuzyna po plecach, po czym poteżnym ciosem głową powalił na ziemię i zacząl go zasypywać kopniakami swoich okutych buciorów.

- Ale!... to!... jam!...jest!... szefo!...i!... to!... ja!... pierwszy!... biegne!...do!.. bitki!

Lizakowy Raport 4

Straty były niewielkie bo tylko czterech z moich podwładnych odeszło oraz wynajęty ludzki czarodziej. Ale jednym z zabitych był mój pierwszy sierżant. Myślałem że to koniec. I jeszcze wtedy ujrzałem jak na mój teren wkracza dumny Witch Hunter Kurt. Pomyślałem to moja ostatnia szansa. I ruszyłem do boju. Po kilku minutach gdy ujrzałem że walka dystansowa z mojej strony nie daje efektów a ze strony przeciwnika owszem. Ruszyłem do walki wręcz. Zaskoczenie jakie wywołała ta decyzja u przeciwnika była kluczowa w połączeniu z błogosławieństwem bogów. Przeciwnik został zasypywany lawiną ciosów której nie mógł przeżyć. Ja sam miałem zająć się Elfim Zwiadowcą i Ludzkim Kusznikiem ale coś mi nie wyszło i sam musiałem chować się przed nimi. Udało mi się zabić Kusznika a Kapitan Witch Hunterów zwołał odwrót. To było oczekiwane zwycięstwo, ono podniesie morale mojej ferajny.

Lizakowy Raport 3

Gdy się obudziłem w naszej kryjówce ujrzałem że wielu z moich towarzyszy nie przeżyło bitwy z zielonymi. Sam byłem nieźle poobijany i miałem wielką bliznę na boku. Aby moja ferajna odzyskała dawną liczebność potrzebowałem złota. Miałem go tylko trochę ale miałem też sojusznika Władimira von Dominikowa. Udałem się do niego. Gdy wszedłem do jego komnaty ujrzałem że zyskał jakiegoś nowego sługę był to mały chłopiec który podobną sam zaoferował mu swoje usługi. Powiedziałem że ja teraz potrzebuje złota i jako mój sojusznik powinien mnie wspomóc. Otrzymałem złoto i wyszedłem ale to było dalej za mało. Pomyślałem że może uda mi się zrobić jakiś interes z tymi Siostrami Sigmara.
Gdy udałem się do przełożonej Sióstr w celu zrobienia interesu. Zostałem uhonorowany możliwością audiencji u ich Mistrzyni. Wysunołem zapytanie czy nie zakon nie wspomógł by mnie pożyczką z procentem. Powiedziałem że oba gangi nic do siebie nie mają więc nikt na tym nie straci. Odziwo otrzymałem złoto ale miałem szybko opuścić ich teren.
Teraz gdy moja ferajna była gotowa mogłem ruszyć do walki. Na cel obrałem sobie jakiś nędznym rycerzyków tej żałosnej Marienburg. Gdy się tam zjawiłem oczywiście oni były okopani w budynku. Co nie przeszkodziło mi aby moja ferajna ruszyłą do walki. Kilku z nas zgineło od ostrzału wroga. Ale doszliśmy do walki wręcz. Wszystko by poszło dobrze bo to przecież jakies głupie ludziki. Ale w ich oczach było coś czego nie mogę wytłumaczyć jakby furia. Podobna jeden z nich został wychłostany i dzięki temu byli lepsi w walce. Niespodziewanie dostałem bełtem w bok i spadłem z drabiny straciłem przytomność. Mój sierżant przejął dowództwo i sukcesywnie pod jego dowództwem rozpoczęła się rzeźnia Ludzi. Ale gdy nas zostało 8 a ludzi tylko 4. On zarządził odwrót.

Lizakowy Raport 2

Na moim terenie zaczęli kręcić się zieloni. Nie było by w tym nic złego gdyby nie to że nie byli jaszczuroludźmi. Nędzne Orki jak zwykle szukają zaczepki. Pomyślałem sobie że można ich stłuc. Plan był taki żeby wystrzelać kilku i dobić w walce. Wszystko szło dobrze spadł jeden Ork i dwa gobliny a potem strzały mojej dzielnej ferajny trafiały nie w to co powinny. Więc ruszyliśmy do walki. Widziałem jak moi towarzysze umierali, a potem ujrzałem przed sobą wielką zieloną kupę mięcha która powiedziała do mnie: „I’m Da Big Boss”. Następnie swym mieczem rozciął mi bok po czym upadłem, gdy chciałem się podnieść dostałem z pałki od goblina i straciłem przytomność.
Gdy Robin upadł wstąpiła w nas furia rzuciliśmy się z podwojoną siłą na przeciwnika kładąc na łopatki kilku z nich. Lecz banda zielonych półgłówków zrobiła to samo i gdy zostałem z trzema kumplami zarządziłem odwrót.

Dziennik Władimira von Dominikova Wpis V

Mordheim

Wpis V


Dzisiejszego dnia w kwestiach militarnych spotkały mnie dwie miłe niespodzianki. Pierwsza z nich to to, że mój jaszczurzy sprzymierzeniec unieszkodliwił w dużym stopniu siły von Rukov'a. Podobno zginęła niemal cała grupa. Stronnicy Robin Hooda okazują się być przydatni na każdym kroku, nie myślałem że uda się załatwić tę sprawę tak łatwo, ale mogę teraz z drugiej strony w każdej chwili liczyć na atak ze strony inkwizycji bo na pewno przybyło im desperacji. Mimo wszystko to teraz jednak tak, jakby przyszli pod moje drzwi i poprosili abym skrócił ich cierpienia.


Druga ważna sprawa to fakt, że udało mi się zdobyć potężny relikt a przy okazji osłabić sprzymierzeńca tej zdziry – Marienburg. Oko za oko, zemściłem się za poniżenie Jaszczuroludzi ze strony tych karłów. Nie zamierzam mimo wszystko spoczywać na laurach, ta dziwka dalej mi zagraża, mam nadzieje się jej pozbyć tak szybko, jak sie da, nie ważne czy zrobią to ręce moje, czy ręce kogoś innego, ma być martwa!!! Wracając do sprawy sojuszników byli to tajemnicze, zakapturzone zbiry, które miały całą masę broni prochowej ze sobą. Zaczęliśmy się powoli zbliżać do przeciwnika tak, aby nie wystawić się na ostrzał łuków i udało się. Jedynymi, którzy koncentrowali na sobie ewentualny ogień były zombie na bieżąco wskrzeszane przez Mortis odbudowując ścianę gnijącego mięsa idącą w kierunku przeciwnika. Wraz z ghoulami udałem się w stronę zrujnowanego budynku na prawo od miejsca z którego nadeszliśmy a Mortis, Dziąseł, Zombik, “Wisielec”, Igor i Dante wraz z zombie poszli środkiem. Unikając okien wraz z towarzyszącym mi Utherem dostałem się za budynek, w którym zgromadzony był przeciwnik i ukryty czekałem na wsparcie. W miarę szybko dotarły do mnie moje pupilki a zaraz za nimi przywlekły się ożywione przez Mortis korpusy. Zombik wbiegł na kładkę prowadzącą na górę, gdzie wszyscy byli i zaczął walczyć z licznymi przeciwnikami, jacy byli tam zgromadzeni. Ktoś go kopną na tyle mocno że ten spadł na dół i osunęła się na niego belka. To jednak nic, do akcji wkroczyły zombie, które dotarły do kładki. Przynajmniej wkroczyłyby gdyby nie jakaś banda imbecyli z częścią relikwii, która staranowała jednego z zombie i natychmiast rozpoczęła walkę z nimi. Wiedziałem że to moja szansa, ruszyłem do ataku razem z Dziąsełem. Natychmiast zaczęły mnie atakować następne grupki oponentów, ale najwyraźniej ich morale było słabe gdyż wielka ich część się wahała i często nie podejmowali żadnych działań. Zabiłem trójkę z nich, zręcznie unikałem ataków i zażarcie atakowałem. Wielką tajemnicą jest dla mnie co się stało dalej. Prawdopodobnie dostałem czymś twardym w głowę. Dalej Mortis mi zrelacjonowała że wygraliśmy a nad moją głową musiała się solidnie napracować bo była całkowicie rozbita. Nasz przeciwnik podobno uciekł z pola bitwy w popłochu.


Zaraz po starciu Dante udał się na rekonesans. Po powrocie zrelacjonował, że Skaveni spotkali się z orkami i wywiązała się z tego krwawa bitwa, w której poległa połowa skaveńskiech dowódców. Wysłałem Dantego z misją dyplomatyczną w obstawie kilku Ghouli do ich przywódcy. Opowiedziałem o grupie która jest tym, czego orki mogą szukać, czyli wyzwaniem i przeciwnikiem, grupie, której upadek jest mi na rękę – Marienburg i jej chłoptasiach. Dante zaproponował też orkom wsparcie o ile będą takowego potrzebowali po czym wrócił. Możliwe że uda się sprawić, że Katrianna Marienburg zniknie z Mordheim bez konieczności mieszania się do tego moich sił.


Mamy coraz mniej czasu a końca nie widać. Postanowiłem wykorzystać do pracy Urk'Zar'a, z jego siłą kawałki gruzu są dla nas niczym a tępo pracy znacząco wzrośnie. Niestety musi być on cały czas gotowy na pomoc w odpieraniu ataków na nas, więc zmuszanie go do zbyt ciężkiej pracy jest niewskazane. Myślę, że po usunięciu kawałów ścian zombie dadzą już sobie rade same i uda nam się nadrobić stracony czas. Jeśli nie to będziemy musieli poszukać jakiegoś alternatywnego rozwiązania.


Dzięki uprzejmości Robin Hooda postanowiłem nająć ofensywnego czarodzieja. Zaraz po moim wejściu do karczmy zapadła cisza. W końcu nie zawsze widuje się wampira w towarzystwie pokraki pokroju “Wisielca” i opryszka jak Dante. Moją uwagę przykuła jedna tylko postać. Siedząca w rogu kobieta zupełnie sie mną nie przejęła i spokojnie opróżniała swoją lampkę wina. Owa kobieta okazała się być Czarownikiem. Właśnie kogoś takiego było nam trzeba. Zaprosiłem ją do siebie po czym wspólnie z Mortis omówiliśmy warunki współpracy. Mana Silentscream, bo tak brzmi jej imię, potrafiła się targować ale doszliśmy do konsensusu. Od tej pory wspiera mnie w parze z Mortis swoimi czarami ofensywnymi. Wynajęcie jej może okazać się dobrym posunięciem.



Dzisiejszej nocy tajemnicze dziecko miało do mnie kolejną prośbę. Chciało abym przyprowadził mu jakiegoś mieszczanina. Zainteresowany obrotem spraw natychmiast wysłałem parę Ghouli. Po niespełna pół godzinie przyciągnęli za sobą jakiegoś mężczyznę w średnim wieku. Uther wyją nóż, rozpłatał mu gardło i niespodziewanie zaczął pić jego krew! Nie ulega wątpliwości że ten chłopak nie jest wampirem, brak cech nieumarłych i kłów są tego dowodem. Prawdopodobnie zwyczaj wampiryzmu był praktykowany w jego rodzinie zanim przybył do nas. Prawo surowo karze tego typu zachowania, więc możliwe że rodzice Uthera zostali odkryci i spłonęli na stosie. Niewiarygodne jak dziwne i tajemnicze zdarzenia miały i mają miejsce w tym mieście.